Social bar

niedziela, 17 grudnia 2017

Historia pewnego porodu...


Andrzejki na porodówce...

Termin mojego porodu przypadał na 29 listopada. Stawiłam się więc wtedy do szpitala na badania, które oczywiście wykazały, że to jeszcze nie czas i najprawdopodobniej nie urodzę przez najbliższy tydzień.

Wizja wywoływanego porodu bardzo mnie przerażała, więc myślałam cały czas -cholera mała wychodź już z tego brzucha !!

Tego dnia zdążyłam jeszcze powkurzać się na kilka rzeczy, pokłócić z kilkoma osobami i ogólnie być maksymalnie zflustrowaną. Przed spaniem zdążyłam jeszcze utopić ulubione kolczyki w umywalce i przypalić kolację.

Kładąc się spać myślę za to tak - dobra został tydzień no to pora się wyspać, zasnąć jednak nie mogłam... O 24 obudziły mnie skurcze, ale myślę to na pewno nie to bo przecież, mam jeszcze tydzień nie rodzić. O 1 były już co 10 minut i myślę to chyba czas żeby zadzwonić bo moją ekpię ratunkową. 

Dzwonię, więc chyba po 2 do Ciuci, bo którymś sygnale odbiera zaspana a ja mówię żeby się nie spieszyła ale to chyba już. Czekam więc cierpliwie, między skurczami - ubieram  się, maluje i pakuje Hektorka.

Po 3 przyjeżdżają moje dziewczyny, Julcia zostaje z Hektosiem a my zbieramy się do szpitala. Nie ma tragedii humory nam dopisują, nie żegnam się z nim bo przecież wracam za dwa dni, więc po co go budzić ( o głupia ja ).



Po 5 minutach dojeżdżamy do szpitala - super rodzić w nocy nie ma korków i kolejek na izbie przyjęć.

Bada mnie Pani doktor, mówi że małe rozwarcie i mogę rodzić do jutra, ale jak już przyjechałam to przecież mnie przyjmą - myślę to super...

Lądujemy więc na sali przed porodowej, rozpakowujemy się, włączamy tv. O skurczach nie myślę bo wiem, że będą jeszcze gorsze i gorsze i jeszcze - to ten plus drugiego porodu wiesz co Cię czeka i jak to boli...

Po 1,5 godzinie zmienia się personel - mam nową położną Lidkę, mówi że razem urodzimy więc już mi się to podoba. Po obchodzie lekarze decydują za namową położnej podać kroplówkę z oksytocyną - najpierw jednak mam dostać glukozę na wzmocnienie - bo nie spałam i nic nie jadłam.




Glukoza, więc spływa a ja czuję się coraz gorzej. Chce mi się wymiotować i mam zawroty głowy. Wołamy, więc siostrę położną - ze zrozumieniem odłącza mi to gów...  mówiąc nie będziemy się tak pier... 

Teraz już płynie sama oksytocyna co czuję osobiście bo skurcze są coraz bardziej bolesne. Powtarzam, więc to co od początku, że chcę znieczulenie. Siostra mówi ok, ale jeszcze nie teraz. Ta sytuacja przeciąga się w czasie, boli okropnie a siostra dalej swoje - będzie w swoim czasie.




Teraz myślę nie no to jest jakaś ściema, nie dadzą mi tego znieczulenia. A mój plan jest taki że bez znieczulenia nie rodzę. Moja Siostra ma mnie już chyba dość bo w kółko mówię tylko o tym!!

Po 11 nadchodzi jednak pomoc - cudowna Pani anestezjolog. Tłumaczę, że przy pierwszym porodzie miałam tak zbite mięśnie, że nie robiło mi się rozwarcie, rodziłam z takim na 5. Mówi, że widzi i problem już może być z wkłuciem, ale ma taki pomysł jeśli się zgodzę. Poda mi większą dawkę znieczulenia, mogę tracić czucie w nogach, ale za to obiecuje że zrobi mi się rozwarcie.

Wkłówa się między kręgi, w przerwie skurczów i każe się położyć, żeby środek równomiernie się rozszedł. Jestem przeszczęśliwa bo to na prawdę działa. Widzę jak moje napięte nogi się całkowicie rozluźniają, robi mi się ciepło i na prawdę dobrze. Położna mówi, żebym odpoczęła i się przespała, a ja na to że nie bo za dwie godziny minie znieczulenie więc muszę do tego czasu urodzić.




Między czasie trzy razy dzwoni mój mąż, którego informuje o postępach. Jest ze mną cały czas, mimo że fizycznie daleko stąd. 

Po znieczuleniu robi się rozwarcie z 3 na 6 a później 9. Pytają się mnie jak chcę rodzić, mówię czy mogę tu zostać, zamiast iść na to okropne krzesło na sali porodowej. Siostra Lidka mówi że ładnie rodzę i mogę jak księżniczka nawet w łóżku. 

Robi mi się strasznie nie dobrze i najchętniej bym zwymiotowała, swędzi mnie całe ciało i trzęsą mi się nogi, to znak że już czas. Siadam więc na łóżku, a położne przynoszą mi krzesło z dziurką - do porodu. Pytają czy czekamy, mówię że nie bo już puszcza znieczulenie, a minęła dopiero godzina - myślę co za oszustwo, a do tego jestem strasznie głodna bo nie jadłam przecież ani śniadania, a na obiad też się już mogę nie załapać.

Jestem gotowa przychodzi lekarka i druga położna. Siostra Lidia siada przede mną na materacu, moja Siostra za mną na łóżku. No i się zaczyna. Myślałam że będzie tak jak z Hekciem popcham dwa razy i hop wyskoczy. A tu pcham i pcham i nic. Pcham dalej i dalej nic. Już myślę że nie urodzę. A mój poród jak w Afryce, same kobiety, rodzę siedząc, położna pode mną, no hit. Helenka nie chce wyjść a ja już nie mogę wytrzymać z bólu, mam wrażenie że zaraz pęknę. No a mała dalej nie wychodzi. Pytam czemu to tyle trwa, ale krzyczą że teraz mam nie gadać tylko przeć.

Za to słyszę jak mówią dzwonić na noworodki - więc myślę jest nadzieja, to znaczy że zaraz urodzę, inaczej by nie dzwoniły. Przychodzi lekarka i położna od noworodków, w tej małej sali jest nas 8 osób. 

Udaje mi się i słyszę że już urodziłam główkę, robi mi się całkiem słabo i mówię że nie mam siły, ale krzyczą na mnie że dalej i tak to rodzi się Helenka. Jest duża i ciepła, ląduje na moich rękach, a moja Siostra odcina pępowinę. Malutka płacze, przytulam ją, a potem zabierają ją na salę porodową do zważenia. Ja też tam idę - tak o własnych siłach - urodzić jeszcze łożysko.




Helenkę owijają w pieluszkę, ubierają czapkę i oddaję mi. Sprawdzam jeszcze między czasie co napisane jest na bransoletkach dla niej - mam to przeczytać na głos.

Wracamy na salę przed porodową, i mamy dwie godziny kangurowanie. Po tym czasie idę się kąpać i przenosimy się już na normalną salę. Jestem szczęśliwa i myślę o Hekciu. Dzwoni mój mąż, słucha jak malutka płacze - tak się witają...

Drugie poród wspominam o wiele lepiej niż pierwszy, miałam plan działania, byłam przygotowana, ale gdyby nie moja Siostra to nie dała bym sobie rady, bo najgorsze co może być to zostać wtedy samej. Dziękuję Ci Kochana!!!

Wszystko co ze mną się działo położne konsultowały, o wszystko pytały, czułam się na prawdę wspaniale, życzę takiego porodu każdej z Was!!!





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz