Czyli Fit Mama szczerze o sobie, Krewetce i sporcie.
Nie wiem od czego zacząć, więc chyba zacznę od końca.
Nie mam czasu. Tak to co zmieniło we mnie macierzyństwo to straszne, okropne, wręcz przerażające poczucie nie potrzebnej, nie przemyślanej stracie czasu. I nie mówię tu o siedzeniu w domu, bo będąc w domu jestem mistrzem czasowego martnotrastwa, no ale tu mam przy sobie Krewetkę i jestem spokojna.
Wyruszając jednak na zajęcia po początkowej euforii związanej z uwolnieniem się od domowych obowiązków, po krótkim czasie dopada mnie lęk. Co się dzieje z Krewetką?? Koniec zajęć to już tylko jedna myśl - kierunek DOM, tempo mega szybkie. Wylatuję więc z sali i biegnę wprost do domu. Zazwyczaj nie potrzebnie, nad opiekuńczo i bezsensownie, bo jak się domyślacie wszystko zawsze jest w porządku.
Swoją nową sportowo-dziecięcą paranoję opanowałam do tego stopnia, że rzadko kąpię się po treningu w klubie, w domu za to prysznicuję się po treningu z Krewetką, tak wiem to też nie może trwać długo, no ale...
Wracając do początku...
Trenowanie w ciąży było fajne, było mega fajna, bo?? No szczerze nie było Krewetki. Mój czas się nie kończył. Jeszcze przed ciążą potrafiłam przesiadywać na treningach długimi godzinami. Często chodziłam rano i wieczorem. A co tam, dobrego nigdy za wiele. Czy było to mądre?? Z perspektywy czasu i instruktorskiego doświadczenia NIE. Bo nie byłam zawodowym sportowcem, nie potrzebowałam tak zajeżdzać swojego ciała, ponosząc za to dość dużą cenę w postaci kontuzji.
Ale nie o tym.
Po ciąży moje treningi przeszły totalną metamorfozę i zdrowe przewartościowanie, Zaczęła się nowa przygoda. Trening z dzieckiem, babyworkout. Ale żeby tego było mało, zapoczątkowaliśmy jeszcze coś nowego trening personalny z dzieckiem. Bo potrzeba matką wynalazków wiadomo, a że jako młoda Matka Polka, nie zawsze miałam i nie zawsze chciałam go z kimś zostawić przychodził prowadzić zajęcia ze mną. I w tym miejscu ukłony dla wszystkich moich treningowych podopiecznych za cierpliwość i wyrozumiałość do nas. Bo sytuacja nie jest to normalna i spotykana, gdy taki mały człowiek pomaga Mamie prowadzić zajęcia.
Czy brakuje mi sportowego czasu z przed ciąży?? Trochę tak, może czasami.
Pamiętam jak spędzaliśmy z moim Darkiem długie godziny na siłowni, w sumie połowy dnia. Jechaliśmy robić swój trening, a później trzy godziny prowadziliśmy równolegle zajęcia. Fajne to czasy były, wyjątkowe i już przez nas nie spotykane.
Tak czasem tęsknie za tym naszym wspólnym beztroskim trenowaniem, które nas zbliżyło i połączyło zarazem. Tylko czasem bo potem przybiega Krewetka i jest już totalne szaleństwo.
No i na zakończenie, pocieszenie, moich sportowo-krewetkowych paranoi, dodam że nie czuję się w cale w mojej nowej fobi Mamą osamotniona, ba wręcz przeciwnie,
Większość moich klientek, koleżanek, Mam zachowuje się o zgrozo podobnie/tak samo??
Ostatnie pięć minut treningu to gonitwa myśli, zerknięcie na zegarek, wcale nie dyskretne. Myślę OK wiem o co chodzi. Krótkie rozciąganie, lub nawet nie, bo nie które Mamy wybiegają od razu rzucając na pożeganie rozciągne się w domu.
Pocieszam się tym, że to długo nie potrwa, że to się kiedyś w końcu zmieni, On przecież wydorośleje, ja zmienię podejście, jakoś się dogramy, dogadamy.
Ale póki co lubię też trochę tą moją nową paranoję...
to ja mam ta sama paranoje, :P ciagle jakos kombinuje jak tu pogodzic macierzynstwo z bieganiem, czasem babcia zostaje czasem tata a czasem po prostu w domu z dvd wykonuje trening jak mały spi , dzis razem cwiczylismy :) a raczej moj robaczek wiecej mi przeszkadzal i utrudnial siadajac na mnie ale kochany wziął chusteczke i mi wycierał twarzm kiedy kapal pot ze mnie heheh. marta Uzarczyk
OdpowiedzUsuńNo Kochana super syna masz :) dba o Ciebie :) fajnie że ćwiczycie razem no ciężko jest nam Mamą bo te nasze skarby poćwiczyć często nie dają, a bez nich też ćwiczy się źle bo się człowiek zamartwia co z nimi i bądź tu mądry :) pozdrawiamy!!!
Usuń